[Download] "Nawiedzenie" by Frank Peretti # Book PDF Kindle ePub Free
eBook details
- Title: Nawiedzenie
- Author : Frank Peretti
- Release Date : January 30, 2020
- Genre: Mysteries & Thrillers,Books,
- Pages : * pages
- Size : 2087 KB
Description
"Spokojne ameryka艅skie miasteczko Antiochia w stanie Washington staje si臋 nagle bram膮 dla zjawisk nadprzyrodzonych. Maj膮 tam miejsce spotkania z anio艂ami, ludzie do艣wiadczaj膮 apokaliptycznych wizji, pojawiaj膮 si臋 艂zy na krucyfiksach. A potem tajemniczo zjawia si臋 samozwa艅czy prorok ze zdumiewaj膮cym przes艂aniem. Do miasteczka nap艂ywaj膮 t艂umy ciekawskich, pojawiaj膮 si臋 najwi臋ksze stacje telewizyjne i dziennikarze wielkich czasopism. Niezwyk艂a okazja na wspania艂y biznes dla mieszka艅c贸w miasteczka, lecz nie dla Travisa Jordana – by艂ego pastora, kt贸ry pr贸buje ukry膰 sw膮 przesz艂o艣膰. Teraz wszyscy poszukuj膮 mesjasza tu偶 pod jego nosem, a on sam znowu musi zderzy膰 si臋 ze swymi przekonaniami. Wszystko prowadzi do niezwyk艂ej konfrontacji z nadprzyrodzonym, kt贸ra na zawsze odmieni 偶ycie os贸b zamieszanych w t臋 histori臋.
Frank Peretti jest obecnie jednym z najpoczytniejszych powie艣ciopisarzy na 艣wiecie. Nazwany przez magazyn Time kr贸lem chrze艣cija艅skiego thrillera. Jego ksi膮偶ki regularnie trafiaj膮 na list臋 bestseller贸w New York Timesa, a sprzedano je do dzi艣 w kilkunastu milionach egzemplarzy. Pisze przede wszystkim ksi膮偶ki sensacyjne i thrillery, tworzy zajmuj膮ce historie, kt贸re potrafi膮 wci膮gn膮膰 czytelnika tak, 偶e czyta je do ostatniej a偶 do p贸藕na w nocy. Ka偶da z jego powie艣ci jest jednocze艣nie zaproszeniem do g艂臋bszego przemy艣lenia przedstawionych w niej spraw.
Frank Peretti jest kr贸lem chrze艣cija艅skiego thrillera TIME
Frank Peretti to autor bestseller贸w, kt贸ry sam stworzy艂 nowy gatunek: chrze艣cija艅ski thriller CHICAGO TRIBUNE
Peretti jest mistrzem gatunku THE NEW YORK TIMES
Fragment ksi膮偶ki:
Sally mia艂a dziewi臋tna艣cie lat, by艂a blondynk膮, mia艂a lekk膮 nadwag臋 i by艂a ogromnie nieszcz臋艣liwa, poniewa偶 ju偶 nie by艂a m臋偶atk膮. Wierzy艂a we wszystko, co Joey, kierowca ci臋偶ar贸wki, m贸wi艂 jej o mi艂o艣ci. Ma艂偶e艅stwo – je艣li w og贸le mo偶na je tak nazwa膰 – trwa艂o trzy miesi膮ce. Gdy Joey znalaz艂 inn膮 kobiet臋, bardziej „stymuluj膮c膮 intelektualnie”, Sally zosta艂a wyrzucona z kabiny do spania ci臋偶ar贸wki i dotar艂o do niej, 偶e zatoczy艂a pe艂en okr膮g, staj膮c si臋 na powr贸t c贸rk膮 Charliego i Meg, mieszkaj膮c膮 z nimi w domu. Musia艂a utrzymywa膰 porz膮dek w swym pokoju, pomaga膰 przy obiedzie i myciu naczy艅, by膰 w domu przed jedenast膮 i w ka偶d膮 niedziel臋 chodzi膰 z rodzicami do ko艣cio艂a metodyst贸w. Jej 偶ycie zn贸w nie nale偶a艂o do niej.
My艣la艂a sobie, 偶e posmakowa艂a wolno艣ci, ale zosta艂a odrzucona. Nie mia艂a skrzyde艂, kt贸re pomog艂y by jej odlecie膰, a gdyby nawet, to nie mia艂a dok膮d polecie膰. 呕ycie nie by艂o sprawiedliwe.
Sally, jeszcze zanim spr贸bowa艂a zwi膮za膰 si臋 z Joey’em, kierowc膮 ci臋偶ar贸wki, mia艂a zwyczaj wyrywa膰 si臋 na pola w ciszy poranka. Teraz, po powrocie, dalej ucieka艂a na preri臋. Tam, daleko, nie s艂ysza艂a 偶adnego g艂osu, lecz tylko w艂asne my艣li, a one mog艂y jej powiedzie膰, co tylko chcia艂a. Mog艂a si臋 tak偶e modli膰, czasami na g艂os, wiedz膮c, 偶e nie us艂yszy jej nikt pr贸cz Boga. „Panie Bo偶e, prosz臋, nie zostawiaj mnie tutaj. Nie chc臋 tu utkwi膰. Je偶eli jeste艣, uczy艅 jaki艣 cud. Spraw, 偶ebym wydosta艂a si臋 z tego chaosu.”
Punktem, wyznaczaj膮cym po艂ow臋 trasy joggingowej Sally, by艂a szeroko si臋 rozga艂臋ziaj膮ca topola kanadyjska na szczycie niskiego wzniesienia – jedyne drzewo w zasi臋gu wzroku. Ustanowi艂a sobie pewien zwyczaj: ka偶dego dnia wspiera艂a nogi o pot臋偶ny pie艅 i rozci膮ga艂a mi臋艣nie, nast臋pnie siada艂a i przez chwil臋 odpoczywa艂a pomi臋dzy dwoma wystaj膮cymi korzeniami z po艂udniowej strony wzniesienia. Ostatnio cz臋艣ci膮 tego obyczaju sta艂a si臋 te偶 kr贸tka modlitwa o cud.
Rozci膮ganie posz艂o ca艂kiem dobrze. Sally och艂on臋艂a, oddech jej si臋 uspokoi艂, 膰wiczenia i ch艂odne powietrze sprawi艂y, 偶e czu艂a na policzkach wypieki.
Obj臋艂a drzewo...
I prawie 偶e wyskoczy艂a ze sk贸ry.
Pomi臋dzy dwoma korzeniami, dok艂adnie na jej miejscu, siedzia艂 m臋偶czyzna, opieraj膮c si臋 plecami o chropowaty pie艅, z d艂o艅mi leniwie zwisaj膮cymi z kolan. Musia艂 tu by膰 przez ca艂y czas, kiedy ona 膰wiczy艂a rozci膮ganie. Sally momentalnie zaciekawi艂a si臋, a nawet poczu艂a si臋 obra偶ona, 偶e nie powiedzia艂 lub nie zrobi艂 niczego, co by wskaza艂o na jego obecno艣膰.
- Och! – zatchn臋艂a si臋, po czym z艂apa艂a oddech. – Cze艣膰. Nie widzia艂am, 偶e tu jeste艣.
On tylko za艣mia艂 si臋 p贸艂g臋bkiem i u艣miechn膮艂 si臋, patrz膮c na ni膮 偶yczliwie. By艂 wybitnie przystojnym m臋偶czyzn膮, mia艂 oliwkow膮 cer臋, g艂臋bokie br膮zowe oczy i mocno kr臋cone czarne w艂osy. By艂 m艂ody, mo偶e w tym wieku, co Sally.
- Dzie艅 dobry, Sally. Wybacz, je艣li ci臋 przestraszy艂em.
Dziewczyna poszuka艂a go w pami臋ci.
- Czy ju偶 si臋 spotkali艣my?
Przekornie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Nie.
- A wi臋c kim jeste艣?
- Jestem tu, by dostarczy膰 ci wiadomo艣膰. Twoje modlitwy zosta艂y wys艂uchane, Sally. Odpowied藕 jest w drodze. Poszukaj go.
Sally na chwil臋 odwr贸ci艂a wzrok, nieznaczny gest, spojrzenie, wyra偶aj膮ce konsternacj臋.
- Kogo mam poszuka膰?
M臋偶czyzny ju偶 nie by艂o.
- Hej!
Dziewczyna obesz艂a drzewo dooko艂a, patrz膮c w g贸r臋 i w d贸艂 wzd艂u偶 szosy, i na pola, spojrza艂a nawet w g贸r臋, na drzewo.
Nieznajomy znikn膮艂, zupe艂nie, jakby nigdy go tutaj nie by艂o.
Po jeszcze jednym pospiesznym okr膮偶eniu drzewa Sally zatrzyma艂a si臋, opar艂a r臋k臋 o pie艅, by si臋 uspokoi膰. Przebiega艂a wzrokiem preri臋. Serce bi艂o jej szybciej ni偶 wtedy, gdy wbiega艂a na wzniesienie. Jej oddech by艂 szybki i p艂ytki. Dygota艂a. ..."